Contact us

„Patrimonium” Law Firm

ul. Elektoralna 17/17
00-137 Warsaw POLAND

tel.: 22 826 82 59
tel./fax: 22 827 76 89

e-mail: kancelaria@patrimonium.com.pl

Contact & map
6 kwietnia 2010

Naśladowca i pasożyt

Coraz częściej podejmuje się w środowisku wydawniczym problematykę naśladownictwa publikacji. Nikogo nie dziwi teza, że naśladownictwo jest jednym z rynkowych zachowań wydawców. I to zachowań coraz częstszych. Powstaje tylko pytanie – czy naśladownictwo jest prawnie dozwolone, jeśli tak – w jakich granicach. Wreszcie – na ile silna jest prawna ochrona „naśladowanego” wydawcy. Co do zasady nie można naśladownictwa zanegować – mieści się bowiem w założeniach gospodarki wolnorynkowej, w której walka konkurencyjna powoduje, że każdy producent podpatruje osiągnięcia innych, korzystając z rozwiązań, które przyniosły pożądane rynkowo efekty. Problem zaczyna się, gdy poprzez naśladownictwo wkraczamy w sferę dóbr prawem chronionych: prawem autorskim, prawem własności przemysłowej, systemem ochrony baz danych, ochrony dóbr osobistych, czy wreszcie ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji (uznk).

Naśladownictwo i pasożytnictwo

Zgodnie z definicją zawartą w art. 3 uznk czynem nieuczciwej konkurencji jest działanie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża lub narusza interes innego przedsiębiorcy lub klienta. Co do zasady na gruncie uznk naśladownictwo jest dozwolone jako bodziec stymulujący konkurencję. Zakazane jest tzw. naśladownictwo niewolnicze, o którym mowa w art. 13 uznk. Na gruncie tego przepisu dozwolone jest naśladownictwo cech funkcjonalnych (użyteczności) produktu (np. budowa, konstrukcja, forma, rozmiary), zabronione zaś naśladownictwo cech niefunkcjonalnych (nieużytkowych), charakteru innego produktu lub modelu prowadzenia działalności innego przedsiębiorcy, o ile jest sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami i może wprowadzić klientów w błąd co do tożsamości producenta lub produktu. Ocena, czy dochodzi do zabronionego naśladownictwa nie jest prosta, powinna uwzględniać całokształt działania naśladowcy, nie zaś poszczególne jego elementy, i być oparta na pierwszym wrażeniu (ocena prima facie). Poza niewolniczym naśladownictwem uznk nie zezwala również na tzw. pasożytnictwo intelektualne – nieuprawnione wykorzystywanie przez przedsiębiorcę renomy innego przedsiębiorcy, cudzego produktu lub renomy kraju.

Langenscheidt mówi „veto”

Naśladownictwo publikacji jako czyn nieuczciwej konkurencji było przedmiotem analizy w sprawie wytoczonej przez Langenscheidta swojemu byłemu licencjobiorcy – wydawnictwu Rea. Konflikt dotyczył charakterystycznych żółtych okładek słowników Langenscheidta, ich formatu oraz układu, szaty graficznej i kompozycji stron tytułowych, a także układu wewnętrznego. Sąd, oddalając powództwo, uznał, że słowniki obydwu wydawców są podobne, stwierdził jednak, że naśladownictwo w zakresie formatu i układu wewnętrznego dotyczy cech funkcjonalnych, jest więc dozwolone. Uznał, że „do podstawowych cech funkcjonalnych produktów, jakimi są słowniki języków obcych, określane potocznie jako »podręczne«, »kieszonkowe « czy »małe«, zapewniających ich użyteczność należy niewielki, poręczny i wygodny rozmiar i format”. Przyznano rację pozwanemu, broniącemu się, że niemal wszystkie wydawane słowniki mają identyczny układ wewnętrzny, tj. zazwyczaj dwie kolumny na jednej stronie oraz poszczególne hasła wyróżnione pogrubioną czcionką.

Co do zarzutu naśladownictwa kolorystyki okładek oraz niebieskich i czarnych napisów sąd stwierdził, że „na polskim rynku wydawniczym występuje wiele pozycji słownikowych w zbliżonych barwach”, jako przykłady podając publikacje Ex Librisu, Delty W-W (sic!) czy Wiedzy Powszechnej. Jak czytamy w uzasadnieniu, „w niniejszej sprawie pomimo zastosowania zbieżnej kolorystyki okładek produktów powoda i pozwanego, tj. niebiesko-czarnych znaków słowno-graficznych na żółtym tle okładek, nie zachodzi niebezpieczeństwo wprowadzenia klientów w błąd co do tożsamości producenta lub produktu, bowiem pozwany jako naśladowca oznaczył swój produkt w sposób odpowiedni”, gdyż na słownikach Langenscheidta umieszczony jest „wyraźny i duży znak towarowy »L«”, zaś „pozwany umieszcza na swoich produktach czytelny znak producenta »REA«”. Reasumując, sąd stwierdził, że „gdy tożsamość producenta jest niewątpliwa, to naśladowanie przez niego gotowego produktu jest dozwolone”. Zdaniem sądu dla rozstrzygnięcia sporu nie miał znaczenia fakt, że pozwany był przez wiele lat wyłącznym importerem i licencjobiorcą powoda.

Trudno zgodzić się z tym orzeczeniem, w którym sąd wyszedł z błędnego założenia, że zagadnienie czy mamy do czynienia z czynem nieuczciwej konkurencji należy rozpatrywać poprzez analizę poszczególnych elementów składających się na ten czyn, nie zaś poprzez analizę tego zjawiska jako takiego, biorąc pod uwagę całokształt stanu faktycznego. Należy mieć nadzieję, że orzeczenie to pozostanie niechlubnym i odosobnionym dowodem dezynwoltury naszej judykatury. Nadzieję tę podsyca coraz większa wnikliwość orzeczeń zapadających w sprawach o czyny nieuczciwej konkurencji i coraz większa surowość sądów względem nierzetelnych naśladowców.

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 4 lutego 2005 r., sygn. akt XVI GC 811/03

Source: Materiał pochodzi z czasopisma Magazyn Literacki Książki Wydanie nr 135