Co ma kajak do utworu
Stronami sporu, toczącego się w latach 50. ubiegłego wieku, byli dwaj pasjonaci kajakarstwa – Marian N. i Wacław T. Książka, która wyszła spod ich piór – „Zasady kajakowania” – stała się jednak kością niezgody. Sprawa trafiła do sądu.
A wszystko zaczęło się od Rady Trenerów Sportu Kajakowego, obradującej w 1951 roku, podczas której wskazano na potrzebę wydania książki o kajakarstwie.
Jak kajakować
Miesiąc później Wacław T. wręczył niektórym kolegom rękopis projektowanej książki, zatytułowanej „Zasady kajakowania”. Uznano, że praca nie nadaje się do druku bez dodatkowego opracowania przez fachowca. Wskazywano na osobę Mariana N. Pan Wacław wkrótce skontaktował się z panem Marianem – obaj doszli do porozumienia co do wspólnego opracowania książki, wydania pod obydwoma nazwiskami jako współautorów i podziału wynagrodzenia. Prace postępowały – współautorzy byli ze sobą w stałym kontakcie, Sekcja Sportu Kajakowego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej uwzględniła w planie wydawniczym na 1952 rok publikację „Zasady kajakowania”, podając jako współautorów obydwu panów. Wreszcie w kwietniu 1952 roku w Wydziale Wydawnictw GKKF został złożony rękopis, na co pokwitowanie wystawiono na Mariana N. Wydział Wydawnictw zlecił Antoniemu M. opracowanie recenzji książki. W lipcu 1952 roku Wacław T. w liście do Mariana N. napisał, że książka będzie wkrótce wydana i mogą spodziewać się gotówki.
Plagiat o kajakarstwie
Sielanka nie trwała jednak długo, bo już w sierpniu 1952 roku w czasopiśmie „Kajakarstwo” ukazał się artykuł Wacława T. zatytułowany „Metodyka szkolenia w zakresie kajakarstwa”. Zdaniem Mariana N. tekst był jego pracą. Pomiędzy panami doszło do nieporozumienia, którego uwieńczeniem stało się odebranie rękopisu przez Wacława T., uzupełnienie go o rozdział poświęcony turystyce oraz zawarcie umowy wydawniczej ze Spółdzielnią Wydawniczą „Sport i Turystyka”, w której to umowie podawał się za wyłącznego autora książki. Książka została wydana. Po jej przeczytaniu Marian N. oraz jego koledzy uznali, że niektóre jej rozdziały zostały żywcem przepisane z pracy przygotowanej przez pana Mariana, inne poddano nieznacznym przeróbkom. Pan Wacław uznał w części roszczenia pana Mariana, oferując mu wypłacenie 25 proc. uzyskanego honorarium. Dla tego ostatniego nie było to jednak satysfakcjonujące rozwiązanie. Sprawa trafiła do sądu.
Sądy o kajakarstwie
W pierwszej instancji orzekał Sąd Wojewódzki dla m. st. Warszawy, który stwierdził, że w sprawie doszło do naruszenia przez Wacława T. autorskich dóbr osobistych Mariana N. poprzez przywłaszczenie sobie przez Wacława T. w 40 proc. autorstwa książki tego pierwszego oraz w całości autorstwa wspomnianego wyżej artykułu. Sąd zasądził na rzecz powoda wynagrodzenie oraz zezwolił powodowi na ogłoszenie treści wyroku w czasopiśmie sportowym. Od tego wyroku pozwany wniósł rewizję do Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy przychylił się do ustaleń sądu pierwszej instancji i oddalił rewizję pozwanego. Nie przychylono się do twierdzenia pozwanego, że części książki, których autorstwo przypisuje sobie powód, nie pochodzą od powoda, ale są zaczerpnięte z zupełnie innych utworów, uznając, że takie twierdzenie po pięciu latach procesu i wyraźnych deklaracjach ze strony pozwanego co do współautorstwa książki z Marianem N. jest gołosłowne. Przypomniano pozwanemu, że w rewizji stwierdził, iż korzystał z innych źródeł „poprzez maszynopis powoda”. Nie uznano twierdzeń pozwanego, że jego praca już we wstępnej fazie nadawała się do druku, uznając, że „wystąpienie z projektem książki nie stanowi jeszcze żadnego utworu, tym bardziej że samodzielne opracowanie pierwszego projektu opracowanego przez samego pozwanego nie nadawało się do wydania i konieczna była współpraca powoda”.
Pozwany zarzucał ponadto w rewizji, że współautorstwo powoda zostało mu narzucone. Sąd Najwyższy nie doszukał się w zebranym materiale dowodowym dostatecznego uzasadnienia tej tezy, zwłaszcza w świetle pism pozwanego, w których pozwany określał sporne dzieło jako wspólne, a także wobec faktu skorzystania przez pozwanego z wyników pracy autorskiej powoda, czym pozwany naruszył art. 10 ówcześnie obowiązującej ustawy z 1952 r. o prawie autorskim, zgodnie z którym prawo autorskie do poszczególnych części dzieła zbiorowego przysługuje ich twórcom.
O wspólnym kajakowaniu
Sąd Najwyższy przypomniał w uzasadnieniu, że strony zawarły umowę co do współautorstwa książki, zgodnie zaś z art. 11 ustawy z 1952 r. współtwórcom przysługuje prawo autorskie łącznie. Zgodnie z tezą omawianego orzeczenia „Stanowi naruszenie prawa autorskiego podanie w wydanej książce swojego wyłącznie nazwiska jako nazwiska autora, chociaż była zawarta z drugą osobą umowa co do współautorstwa książki i chociaż pewne partie książki niemal w całości stanowią tekst przez nią opracowany; nie można przy tym uważać, że praca tego drugiego autora nie ma cech samodzielnej twórczości z powodu korzystania przez niego z pewnych źródeł, nie polegającego jednak na mechanicznym przepisaniu treści, jeżeli opracował on w swojej partii nowe materiały, a poza tym przejrzał i poprawił resztę pracy”.
Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 18 listopada 1960 r., I CR 234/60, OSNCK 1961/4/124.